Antyfaszyzm to nie modny dodatek do stroju

Oddolnie tworzymy niezależną lewicową publicystykę. Rób ją razem z nami! Czekamy na Twoje teksty i komentarze.
publicystyka-ape@riseup.net

>

Jest źle. Wiemy, że jest.

Nie trzeba już dłużej opowiadać o faszystowskiej hydrze podnoszącej łeb. Nie trzeba operować kwiecistymi metaforami. Wiemy, że Trump doszedł do władzy, zapowiadając budowę muru między USA a Meksykiem – prawie 30 lat po zburzeniu muru berlińskiego. Podziały na kraje pierwszego, drugiego i trzeciego świata nigdy nie były tak wyraźne. W Europie sytuacja też nie jest ciekawa: Anglia miota się z Brexitem, Orban prowadzi na Węgrzech skrajnie prawicową politykę, w Skandynawii powracają neonazistowskie organizacje. We Francji niemal wybrano na prezydentkę kraju przewodniczącą Ruchu Narodowego. Wygrana socjalliberalnego Macrona uśpiła czujność niektórych. Niesłusznie.

Polska rzeczywistość wcale nie jest dużo bardziej różowa. Łamane są tutaj prawa obywatelskie, ignoruje się dokumenty państwowe, litera prawa przestaje mieć dla władzy znaczenie. W dalszym ciągu mają miejsce eksmisje na bruk, próbuje się ograniczać dostęp do aborcji i antykoncepcji awaryjnej, rosną nierówności społeczne. Jednocześnie prawica wprowadza programy wsparcia finansowego, które uciszają pretensje o brak postulatów socjalnych. Skrajnie prawicowe i faszystowskie grupy zagarniają coraz bardziej opuszczone pole walk lewicy – rozdając posiłki bezdomnym, oferując pomoc prawną, sprzątając lasy, czy wołając „nasze ulice, nasze kamienice” – co niestety odnosi się do „naszego” jako do „polskiego” i nie jest głosem sprzeciwu wobec kamieniczników wyrzucających lokatorów. Coraz radykalniejsze prawicowe poglądy i postawa „patriotyczna” zlewają się ze sobą i są uznawane za godne naśladowania.

Partia rządząca nadaje nową narrację narastającym skrajnie prawicowym przekonaniom. Nacjonalizm można nazwać patriotyzmem, a każdego wroga nazwać komunistą na cześć nieurodzajnych lat PRLu, którego młodzież nawet nie doświadczyła. Koszulki z Żołnierzami Wyklętymi i wielki biznes „odzieży patriotycznej”, mimo wątpliwych wartości estetycznych w dalszym ciągu jest szalenie modny. „Dobre, bo polskie” przestaje być przaśnym powiedzeniem z reklam wyrobów mięsnych, staje się symbolem dumy narodowej.

Problem dotyczy zarówno partii prawicowych, jak i neoliberalnych. Pod płaszczykiem wolności słowa, ich przedstawiciele wydają zgody na marsze faszystów. Musimy przestać na to pozwalać. To nie jest wolność słowa i poglądów politycznych – to normalizacja faszyzmu w przestrzeni publicznej. Polska lewica, w tym ruch antyfaszystowski, muszą zacząć solidną pracę nad przeciwstawieniem się propagowaniu faszyzmu, na poziomie zajmowania przestrzeni i rozprzestrzeniania symboliki oraz przekazywania krytycznej postawy w treściach edukacyjnych. Blokady pojedynczych marszów i organizowanie alternatywnych demonstracji nie są wystarczające – potrzebne jest spójne, przemyślane działanie na wielu frontach i szeroko zakrojona praca u podstaw, połączenie teorii z praktyką.

Powtarzamy od zarania dziejów te same puste sformułowania: musimy się organizować, musimy stawiać opór. W tym samym czasie, ruch zamyka się na dialog ze społecznościami na zewnątrz i organizuje się wokół własnego, subkulturowego i wyludnionego wnętrza, nie dopuszczając nowych rozwiązań i ludzi do działania. Potrzebujemy nowych zasobów i energii, a przede wszystkim otwartości na siebie nawzajem.

Dzisiejszy faszyzm jest łatwo dostępny i rozprzestrzeniany w przestrzeni internetowej, jego drogi zbiegają się z mizoginią, rasizmem czy wykluczeniem klasowym. Znajdujemy się w momencie, gdy brak otwartości na uchodźców, czy powtarzanie „szlachta nie pracuje” stały się modne i przyjmowane odruchowo, bezkrytycznie. Bo czemu ktokolwiek miałby być krytyczny w stosunku do czegoś, co przekonało już tyle osób z naszego otoczenia? Czemu ktoś miałby się przeciwstawić trendowi i to tak łatwo dostępnemu?

Organizowanie protestów jest ważne. Pojawianie się na nich w jak największej liczbie i nagłaśnianie ich również. To obowiązkowy element naszych działań. Mimo wszystko, coroczna Demonstracja Antyfaszystowska odbywająca się 11 listopada w Warszawie to nie środowiskowy Open’er, choć ruch wydaje się czasem w ten sposób ją traktować. Skupiając siły na jednym działaniu raz w roku nie zmierzamy w stronę zmiany; my nawet tak naprawdę o nią nie walczymy. Środowiska lewicowe lubią zajmować się tym, co przyjemne i już opanowane – organizowaniem imprez, działalnością artystyczną, pisaniem przeintelektualizowanych tekstów w mediach, których odbiorcami są inni lewicowcy – to jest ok, jeśli chcemy być fajni i fajne dla siebie nawzajem, ale potrzebujemy czegoś więcej, jeżeli chcemy doprowadzić do jakiejkolwiek społecznej zmiany.

Edukacja potrzebuje lewicowej alternatywy. Media potrzebują lewicowego głosu. Potrzebuje go internet. Potrzebujemy ogromnej debaty na temat tożsamości dzisiejszej lewicy i antyfaszyzmu. Debaty, która będzie trwać. Potrzebujemy podjęcia natychmiastowych działań, ponieważ z faszyzmem się nie dyskutuje, ale niszczy się go u jego podstaw – niewiedzy, konformizmu i lęku przed tym, co przyniesie jutro.

Skandując „wszystkie jesteśmy antifa”, postulujmy złożoną postawę – walkę z faszyzmem, pracę u podstaw, wsparcie grup mniej uprzywilejowanych, a także współpracę z organizacjami walczącymi o sprawiedliwość społeczną i prawa człowieka. Przede wszystkim deklarujmy jednak działanie. Antyfaszyzm to nie modny dodatek do stroju. Czasem o tym zapominamy.

Chodźmy na marsz, ale nie zapominajmy, żeby na tym nie poprzestawać. Skrajna prawica rośnie w siłę i ma do tego wspaniałe warunki. Jeśli sami i same nie weźmiemy spraw w swoje ręce, nikt nie zrobi tego za nas.

 

***

Laurie Debeni – członkini kolektywu APE. Studiuje na Uniwersytecie Jagiellońskim. Związana ze środowiskami radykalnej lewicy. Lubi czerwone marlboro, estetyczne lewackie memy i jarzyny.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *