5 powodów, dla których uczennice, uczniowie i ich rodzice powinni popierać strajk nauczycieli

Strajk nauczycieli rozpoczął się w poniedziałek i potrwa do odwołania. Jeżeli jeszcze nie wiecie, co o nim sądzić i czy warto go wspierać, bo w szumie informacyjnym gubicie wątek, przychodzimy z pomocą i mówimy: warto. Dlaczego? Przeczytajcie poniżej.

Chcemy tworzyć oddolną lewicową publicystykę. Chcesz coś skomentować lub opisać? Napisz do nas:
publicystyka-ape@riseup.net


Po pierwsze: bo demokracja bez solidarności jest tylko wydmuszką

Władza, zgodnie z zasadą „dziel i rządź”, próbuje szczuć na siebie grupy, które zasługują lub nie zasługują w jej oczach na społeczną solidarność. Niezależnie od tego, czy są to uchodźcy, rolnicy, samodzielne matki, osoby LGBTQ+, czy nauczyciele, wszystkie te grupy społeczne zasługują na wsparcie w walce o lepszy byt. W demokratycznym społeczeństwie, wrogami nie są ci, którzy próbują dochodzić swoich praw, ale ci, którzy próbują to uniemożliwić.

Po drugie: bo oskarżenia o „roszczeniowość” nauczycieli to kompletna bzdura.

Na pewno zetknęli_łyście się z wynurzeniami o rzekomej roszczeniowości strajkujących. Nieważne, czym właściwie zajmuje się protestująca grupa. Jeżeli tylko domaga się ona zwiększenia płac, od razu przykleja im się łatkę roszczeniowców. To nic innego, jak tylko propaganda elit mająca na celu paraliżowanie różnych przejawów nieposłuszeństwa obywatelskiego. Stabilność materialna powinna być nie wynikiem właściwych wyborów edukacyjno – zawodowych, ale prawem wszystkich obywateli i obywatelek. Słowo „roszczeniowość” najczęściej pojawia się w słowniku tych, którzy o swój byt nie musieli się nigdy szczególnie troszczyć lub tych, którzy złapali się na wybrakowaną argumentację tych pierwszych.

Po trzecie: bo bycie nauczycielem lub nauczycielką to ciężki kawałek chleba

Wiemy, że nie należy umieszczać wszystkich w jednej kategorii. Na pewno spotykacie w swoim życiu zarówno nauczycieli zaangażowanych, jak i totalnie lekceważących swoją pracę.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że ta praca jest okupiona ogromnym kapitałem emocjonalnym. Być może nauczyciel, którego macie za zwyczajnego bumelanta, to osoba wypalona, która żeby zmieścić się w budżecie pracuje w szkole publicznej, dorabia korkami, a po nocach sprawdza klasówki. Być może nauczycielka prowadząca nudne lekcje zaczynała swoją pracę z poczuciem misji i głową pełną pomysłów, a dwa lata później wycieńczyła ją walka o byt? Nauczyciele_ki nie otrzymują najczęściej żadnego instytucjonalnego wsparcia emocjonalnego, a ciąży na nich ogromna odpowiedzialność – wychowanie przyszłych pokoleń i społeczeństwa, w którym przyjdzie im żyć i które będą one zmieniać.

Po czwarte: bo w edukacji chodzi o coś więcej, niż pomyślny wynik egzaminów.

Edukacja to złożony proces, kształtujący świadomość, postawy i umiejętności, które później znacząco wpływają na życie człowieka. Wymaga ogromnego nakładu pracy, dziesiątek zaangażowanych osób i świadomego kierowania młodych ludzi w dobrą stronę. To umiejętność zmieniania świata wokół siebie, ale również odnalezienia się w różnych sytuacjach, powinna być uznawana za nadrzędny cel edukacji. Nastawianie się wyłącznie na wyniki egzaminów jest drogą do trzymania młodych i niepokornych umysłów w ryzach. Podwyżki dla nauczycieli i zwiększenie nakładów na szkolnictwo oznaczają większą motywację do pracy i w efekcie, ciekawsze zajęcia i wyższy poziom publicznej edukacji.

Po piąte: bo konflikt między nauczycielami a uczniami to inżynieria rządzących.

Oczywiście, relacje między nauczającymi a uczącymi się są często naznaczone napięciami i niesnaskami. Z całą pewnością, wielu nauczycielom można zarzucić autorytaryzm oraz przemocowe zachowanie. Należy zwrócić uwagę, że taka relacja nie wynika jednak z intencji pedagogów, ale z samej struktury szkoły jako instytucji totalnej. O pozycji ucznia lub uczennicy nie decyduje „wpisana” w zawód nauczyciela złośliwość i pragnienie dominacji (lub przynajmniej nie jest ono bezpośrednią przyczyną), ale samo to, w jaki sposób zorganizowana jest szkoła. O tym z kolei decyduje „góra” – w przypadku Polski jest to Ministerstwo Edukacji Narodowej. To zarządzający nim ludzie od lat tworzą nieprzystosowane do rzeczywistości treści programowe, to oni są odpowiedzialni za zastój w szkolnictwie, za pozostanie przy jego autorytarnym modelu modelu i tworzenie struktur wychowujących posłusznych obywateli i obywatelki. Jeśli ktoś tu zasługuje na gniew zamiast wsparcia, są to politycy i urzędnicy traktujący edukację jako pole politycznej rozgrywki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *