“Proszę wszystkich nauczycieli, moich rodaków, żeby młodzież mogła spokojnie te egzaminy odbyć, pozwólcie im państwo spokojnie te egzaminy odbyć; potem będziemy dalej dyskutowali, będziecie najwyżej kontynuowali strajk, ja nie mówię, że nie – ja tylko proszę, żeby młodzież mogła spokojnie ten trudny dla niej moment przejść i żeby rodzice też mogli spokojnie ten trudny dla nich moment przejść” – to fragment jednej zostatnich wypowiedzi prezydenta Dudy na temat strajku nauczycieli i pracowników oświaty, który rozpoczął się 8 kwietnia.
Chcemy tworzyć oddolną lewicową publicystykę. Jeśli chcesz coś opublikować swój tekst na naszej stronie, napisz do nas:
publicystyka-ape@riseup.net
Skończyłam liceum i napisałam maturę w roku 2015, kończąc swoją przygodę z edukacją na poziomie średnim i w tym samym roku podlegałam już pod szkolnictwo wyższe. W związku z tym, że te egzaminy podejmowałam stosunkowo niedawno, sądzę że mam wystarczająco świeże doświadczenie, by wczuć się w sytuację tegorocznych maturzystek i maturzystów, a także dzieci i młodzieży zdających egzaminy w podstawówkach.
Czy gdybym była dzisiaj maturzystką, to chciałabym, żeby nauczyciele łamali strajk “dla mojego dobra”? Nie. Czy stwierdziłabym, żeich strajk spowodował, że nie powiodło mi się na maturze? Nie. Czy obarczałabym ich winą za dodatkowy stres związany ze strajkiem i niepewnością, że matury, do których w ogromnych nerwach przygotowywałam się przez trzy, czy cztery długie lata się nie odbędą lub zostaną przesunięte? Też nie. Dlaczego nie? Bo to problem systemowy, na poziomie instytucji państwowych.
Kiedy praca nauczycieli miałaby być bardziej potrzebna niż podczas egzaminów? Kiedy ich brak w szkołach byłby tak rażąco wyraźny, jeśli nie podczas matur? Czy ktokolwiek dostrzegłby ich pracę, gdyby nie intensywny okres egzaminacyjny? Egzaminy egzaminami, ale nauczyciele nie pracują tylko w okresie maturalnym. Są w szkole dzień w dzień, po kolei znosząc przepełnione klasy, ciągłe zmiany programowe, presję przygotowania uczniów do egzaminów. Nie można zapomnieć też o ogromnym nakładzie pracy emocjonalnej i wychowawczej, który jest nierozerwalnie związany z tym zawodem.
Przerzucanie winy na strajkujących to cios poniżej pasa. Mimo, że Andrzej Duda powiedział, że solidaryzuje się z nimi i przyznał im prawo do protestu, zawoalował w swojej wypowiedzi prośbę o zawieszenie strajku na czas egzaminów. Najpierw na czas egzaminów – niech nauczyciele pomyślą o tych biednych dzieciach, niech pomyślą o stresie ich rodziców. Niech pomyślą o oburzonej klasie średniej i biednych przyszłych studentach prawa, medycyny, historii czy ekonomii. Może jednak się złamią. A potem złamią się jeszcze raz. A potem zawieszą strajk na dobre i ze łzami w oczach wrócą do klas, przepraszając wychowanków, że śmieli ich opuścić.
A może już było tego dosyć? Zmiana polityczna ani społeczna nie przychodzi sama – rodzi się w walce. Nauczyciele czekali już wystarczająco długo. Tegoroczny protest pokazuje, że jeśli pracownicy i pracownice nie upomną się sami i same o swoje prawa, nikt nie zwróci na nich uwagi. A że potrzebne są do tego drastyczne kroki? Cóż, niech rząd w takim razie wymyśla rozwiązania. Niech samorządy się głowią. Niech władze dostrzegą świat bez codziennej, żmudnej pracy nauczycieli i nauczycielek.
Kiedy ostatnio prezydent Duda był w jakiejś szkole? W szkole na serio, a nie jakiejś pięknej odnowionej placówce, pod którą urządził sobie wizerunkową promocję? W szkole na wsi, niedofinansowanej, z odrapanymi ścianami i starymi ławkami, na których uczniowie-abstrakcjoniści wyryli cyrklem przeróżne części ciała, wyzwiska i wzorki? W szkole, gdzie sale są ciemne, a nauczyciele i nauczycielki są tu albo z poczucia misji, albo z braku innej drogi w życiu, bo pensja jest tak żałosna, że nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby się użerać z nastolatkami czy dziećmi? Ich garstką na wsiach, gdzie szkoły po kolei są zamykane, a w innych miejscach z czterdziestoma osobami, które trzeba upchnąć w sali przystosowanej do trzydziestu osób?
Kiedy ostatnio władza zainteresowała się tym, jak naprawdę żyją nauczyciele i z czego się utrzymują? Jestem córką nauczyciela, mój ojciec uczył francuskiego prawie 20 lat w szkołach w Warszawie i w Grodzisku Mazowieckim, gdzie mieszkaliśmy. Miał dwójkę dzieci na utrzymaniu, więc dorabiał na kolejnym etacie w szkole języków obcych i dodatkowo udzielał korepetycji. Pamiętam sytuacje, gdy zabierał mnie ze sobą na lekcje – bo babcia leżała w szpitalu, nie było miejsca w przedszkolu, na prywatne albo na nianię nie było nas stać. Siedziałam na końcu klasy pełnej maturzystów i rysowałam, miałam 4 lata.
Nikt nie pytał też uczniów o to, jak im się pracuje z nauczycielami. Przez 3 lata miałam nauczanie indywidualne – w drugiej i trzeciej klasie gimnazjum, a potem w pierwszej klasie liceum. Efekty w porównaniu z nauką w klasie były o wiele lepsze. Nauczyciel mógł się skupić i spokojnie opowiedzieć o temacie. Trzeba pamiętać o obowiązkach, jakie ciążą na nauczycielach i nauczycielkach – nie tylko są wychowawcami, prowadzą lekcje w klasie, przygotowują do egzaminów, mają też nadgodziny, zajęcia indywidualne, zastępstwa, a czasem prowadzą też kilka przedmiotów naraz. Przy indywidualnym toku nauczania przysługiwała mi jedna godzina tygodniowo każdego przedmiotu, oprócz matematyki i polskiego – tutaj przysługiwały mi dwie. Ale i tak było za trudno znaleźć nauczycieli, ciągle brakowało kadry, uczyły mnie emerytowane nauczycielki, posługujące się nieaktualną podstawą programową.
Oczywiście, doświadczyłam też wiele złego ze strony nauczycieli – często zupełnego niezrozumienia dla trudnych sytuacji życiowych, zawiści, oceniania pod każdym względem, poniżania. Widziałam też braki w przygotowaniu pedagogicznym i etyce zawodowej. Widziałam nauczycieli zarzucających uczniom, że są leniami, ale też i takich, którzy sami nie palili się do przekazywania nam jakiejkolwiek wiedzy. Tak jak w każdym miejscu, było to, co czarne i to, co białe plus wszystkie odcienie szarości. Spotkałam też nauczycieli, którzy bardzo we mnie wierzyli, wspierali i motywowali do dalszej nauki i rozwijania się. Ale to wszystko nie ma znaczenia. Moje osobiste przejścia nigdy nie zwolnią mnie z wyrażenia solidarności ze strajkującymi pracownikami i zrozumienia trudnej sytuacji zawodowej nauczycieli i nauczycielek.
Czytaj także: 5 powodów, dla których uczennice, uczniowie i ich rodzice powinni popierać strajk nauczycieli
Ta grupa zawodowa już wystarczająco długo czekała, milczała i prosiła. Ale tak jak wspomniałam na wstępie – władza nie wydawała się skora do polepszania sytuacji życiowej nauczycieli i nauczycielek. Podobnie jak wszystkim innym grupom zawodowym, nie zaoferuje im niczego z własnej dobrej woli, bo dodatkowe wydatki nie leżą w jej interesie. W Finlandii zawód nauczyciela jest bardzo prestiżowy. Poziom kształcenia od najmłodszych lat jest równie wysoki, co pozycja nauczycieli na tamtejszym rynku pracy. Według rankingów, fińskie dzieci uczą się najlepiej na świecie, a status społeczny nauczycieli i nauczycielek jest taki, jak lekarzy i lekarek. Rekrutacja na studia pedagogiczne jest rygorystyczna i dostaje się na nie 1/10 kandydatów i kandydatek, podczas gdy u nas wymaganiem jest głównie egzamin maturalny. Nauczycielami i nauczycielkami zostają najlepsi i najlepsze, podczas gdy u nas albo uczy się z powołania albo z braku alternatywy, czy po prostu potrzeby znalezienia pracy po pięciu latach studiów.
Wszystko to jest wypadkową wielu błędów systemowych. Począwszy od ogólnego braku dofinansowania szkół i edukacji, przez problem tego, że studia wyższe nie są gwarantem godnego zatrudnienia z pensją wyższą niż 2000 zł i umową o pracę, po ciągłe reformy edukacji wprowadzające wyłącznie chaos, traktowane jako element politycznej przepychanki.
Kiedyś w internecie krążył obrazek, gdzie na murze napisano “przemoc to żyć za 1000 zł”. Nie wdając się w dyskusje nad niuansami i rozumieniem przemocy, jednym z jej przejawów jest odbieranie godności pracownikom. Jestem dumna, że wreszcie nauczyciele zarządzili strajk generalny – czekałam na to przez całe lata! Cieszyłam się, że nie musiałabym wtedy chodzić do szkoły, a przez nauczyciela w domu – empatyzowałam z problemem. Dlatego dzisiaj solidaryzuję się z nauczycielami i nauczycielkami i życzę im wytrwałości w walce o dążenie do godnego życia. Tego drugiego życzę właściwie nam wszystkim.
***
Laurie Debeni – członikini kolektywu i współzałożycielka APE w Krakowie. Antropolożka bez dyplomu. Związana z radykalną lewicą. Lubi jarzyny, bary mleczne i stare płyty Hemp Gru. Mieszka w Nowej Hucie.